Są tu jacyś fani Hoyi i Dongwoo? Anyone? No? Okej... Haha, nie byłabym sobą, gdybym nie dodała czegoś z tym paringiem. Od kiedy zaczęłam słuchać Infinite, ta dwójka mocno mi się przypodobała.
Przy okazji dziękuję bardzo za odwiedziny, obserwacje i komentarze :*.
TYTUŁ: I don't feel like dancin'
BOHATEROWIE: Lee Howon, Jang Dongwoo
GATUNEK: AU, romans
OSTRZEŻENIA: brak
KILKA SŁÓW O OPOWIADANIU: Halloween + Dongwoo w stroju
kowboja + Howon w stroju Draculi = dobra impra bez panienek XD.
Nie miał zielonego pojęcia, jak długo siedział przed tym
koszmarnym budynkiem, z którego dochodziły radosne krzyki i muzyka. Co chwilę
mijali go nowi imprezowicze w coraz to dziwniejszych strojach.
Cóż... w końcu był Halloween, więc mieli prawo wyglądać jak
banda wariatów. Sam też nie wyglądał lepiej. Strój kowboja nie był, co prawda,
na szczycie dziwności, ale wciąż pozostawało pytanie: jaki normalny człowiek
przebiera się w Halloween za Woody'ego z Toy Story?
Nagle tknęła go myśl, że może właśnie przez wzgląd na to
przebranie ona nie przyszła? Nie zmieniało to jednak faktu, że zachowała się
niefajnie. Teraz kwitł na schodach w otoczeniu dyni i papierków po cukierkach,
całkiem sam. A przecież powinien się tej nocy bawić, cieszyć i straszyć. Czyż
nie takie właśnie było założenie tego głupiego święta?
Wpatrywał się w dom naprzeciw, gdy ktoś koło niego usiadł.
Po czarnej pelerynie, którą dostrzegł kątem oka poznał, że to był jego
najlepszy przyjaciel.
– Dongwoo, daj spokój. To, że nie przyszła, wcale nie
znaczy, że masz tu siedzieć całą noc i się załamywać.
Dongwoo spojrzał na Howona, którego cała twarz umalowana
była bardzo jasnym podkładem i przypudrowana mąką, miało mu to nadać trupiego
wyglądu, jak przystało na Hrabiego Draculę. Niestety wyglądał raczej jak ćpun
na głodzie, ale na szczęście pozostawała mu jeszcze ta wrodzona sztywność
bycia, która poniekąd ratowała całą jego stylizację.
– Myślałem, że w końcu pozbyłem się tego debilnego drygu.
Naprawdę ją polubiłem, a ona tak po prostu mnie wystawiła – ukrył twarz w
dłoniach zaciskając mocno oczy, żeby zlikwidować piasek pod powiekami. To
bezczynne siedzenie było strasznie usypiające.
– Chcesz stąd iść?
– Tak, chyba wrócę do domu.
– Możesz spać u mnie. Rodzice pojechali na przyjęcie do znajomych
i zostają na noc – zaproponował, ale Dongwoo pokręcił energicznie głową.
– Nie, dzięki. Wrócę do siebie, a ty zostań i baw się
dobrze. Wyrwij jakąś ofiarę, czy coś – wstał ze schodów i wyciągnął się by
rozprostować kości. Wciąż czuł na sobie wzrok Howona, więc dodał. – Naprawdę,
Hoya. Nic mi nie będzie, to tylko takie chwilowe zawieszenie, szybko minie – na
potwierdzenie swoich słów uśmiechnął się w jego stronę, ale ten go nie
odwzajemnił. Wstał, tak jak wcześniej Dongwoo i chwycił go za rękę zatrzymując.
– Powiesz mi co się dzieje? Ostatnio na siłę próbujesz
znaleźć sobie dziewczynę, a kiedy się nie udaje, wyglądasz, jakby, co najmniej,
świat się kończył – wzmocnił uścisk czując, jak Dongwoo szykuje się do
ucieczki. – Jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz, że możesz mi zaufać, tak?
Dongwoo skinął głową i roześmiał się.
– Muszę to powiedzieć... Wyglądasz jak narkoman z tym
pudrem na ryju...
– Zamknij się pajacu. Zostajesz czy idziesz?
Dongwoo zastanowił się przez chwilę i ruszył po schodach do
wejścia. Nie mógł zmarnować imprezy, która odbywała się raz do roku. Tylko tego
dnia każdy mógł się przebrać, za co chciał i nie był za to sądzony oraz
osadzany w psychiatryku.
W środku panowała naprawdę wesoła atmosfera, ludzie bawili
się przy wyjątkowo tanecznej muzyce i tak naprawdę nigdzie nie było śladu zbyt
umarłej atmosfery, pomijając oczywiście wszystkie mumie, zombie, wampiry,
księży oraz pana Jezusa, który stał przy stole i sączył poncz rozglądając się
dookoła z aprobatą.
Dongwoo poczuł jak ktoś od tyłu go lekko popycha. Nie
musiał odwracać głowy, żeby przekonać się, że to Howon. Tylko on użył tego dnia
perfum o zapachu grobu, czyli taniego odświeżacza do szafy z dawką czegoś na
mole i tylko on miał nawyk sapania do jego ucha typowo matczynych zaleceń.
– Uśmiechnij się i weź przykład z pana Jezusa, który
właśnie zamienia wodę w poncz.
Dongwoo jeszcze raz spojrzał w stronę ciekawego
przebierańca, który akurat teraz dolewał wódki do czerwonego napoju, tym samym
go wzmacniając.
– Nie będę mu odbierał roboty. Chodź potańczyć.
To było idealne posunięcie, bo wśród dziwaków czuli i
bawili się znakomicie. Tańczyli walca do twista, breakdance'a do jakiegoś
marsza pogrzebowego i telepali się w rytm dubstepu. Wreszcie, gdy DJ postanowił
zmienić klimaty i zapuścił Careless whispers od George'a Michaela nastała
między nimi niezręczna chwila oczekiwania. Reszta połączyła się w pary i
wtulona kołysała się do spokojnej melodii.
Dongwoo przygryzł dolną wargę, a Howon spuścił wzrok. Bez
czarowania – wyglądali jak dwie sieroty.
– Więc... Co teraz?
– Nie wiem – odpowiedział Dongwoo i odszedł na bok, ciągnąc
za sobą Howona. Nie chcieli przeszkadzać tańczącym parom.
W milczeniu wyszli na zewnątrz i zgodnie ruszyli w drogę.
Gdzieś, gdziekolwiek. Dongwoo czuł, że zbliża się moment, kiedy będzie musiał w
końcu wziąć się w garść i zrobić rachunek sumienia. Spojrzeć prawdzie w oczy i
być może nawet porozmawiać z Howonem.
Teraz,
idąc koło niego czuł się dziwnie, ale możliwe, iż powodem tego poczucia był
dziwaczny strój wampira oraz grobowe perfumy marki „Grabarz”.
Było zimno. Dongwoo z całych sił starał się tego nie
pokazać, ale Howon wiedział. Widział jak przyjaciel trzęsie się próbując jak
głupek zachowywać się po męsku.
Wreszcie Dongwoo poczuł jak jego ramiona otula ciepła
peleryna należąca do Howona, a raczej jej kawałek, bo Hoya nie zdjął jej z
siebie. Na szczęście była wystarczająco obszerna żeby okryć ich dwoje.
– Co ty robisz? - zapytał raczej chłodno, próbując odsunąć
się od obejmującego go ramieniem młodszego chłopaka.
– Daj spokój, jest zimno, hyung.
Mimo wszystko Dongwoo odepchnął go od siebie i widocznie
podenerwowany przyspieszył kroku.
Howon nie miał jednak zamiaru tak po prostu odpuścić.
Zachowanie przyjaciela zaczynało go naprawdę niepokoić. Podbiegł do niego, chwycił
za rękę i odwrócił w swoją stronę w mało delikatny sposób.
– Hoya odwal się ode mnie.
– Nie, chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje – zażądał.
– Nie zrozumiesz tego – prychnął Dongwoo w odpowiedzi i
chciał się odwrócić, ale Howon uparcie zwrócił go z powrotem ku sobie.
– Więc mi wytłumacz.
Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem i wreszcie
Dongwoo zaczął topnieć. Jego zacięty wyraz twarzy przekształcił się w zmęczony
i poniekąd zdesperowany, ale wreszcie się odezwał.
– Zakochałem się, jasne? Do tego w kimś, w kim nigdy nie
powinienem był się zakochać.
– W tym Jezusie od ponczu?
Dongwoo zmarszczył czoło niepewny czy dobrze usłyszał.
– Co?
Howon wywrócił oczami.
– Oj nic. Skoro ją kochasz, to powinniście o tym pogadać.
Jak się będziesz czaił to raczej nic z tego nie wyjdzie, nie?
– Dzięki za radę, ale nie skorzystam. On... Ona... –
westchnął zrezygnowany. – On tego nie zrozumie. Więc nie ma sensu o tym gadać.
Idę do domu, cześć.
– Dlaczego jesteś takim cholernym egoistą, co?! – zawołał
Hoya, a Dongwoo zatrzymał się i ponownie odwrócił w jego stronę.
– O co ci teraz chodzi?
– O to, że w tym wszystkim nie ma tylko ciebie. A co jeśli
on też coś czuje? To się nie liczy?
– Wątpię, żeby ktoś taki jak on chciał się pakować w
związek z kowbojem – prychnął i odwrócił głowę.
– A ja myślę, że by chciał.
Dongwoo poczuł jak chłodna dłoń Howona dotyka jego policzka
i zwraca jego twarz w swoją stronę. Howon przyjrzał mu się uważnie.
– Dlaczego chociaż raz nie postawisz wszystkiego na jedną
kartę?
– Bo się boję, okej? Źe go stracę – westchnął i chciał się
odsunąć, ale młodszy chłopak przytrzymał go, drugą ręką obejmując w pasie.
– Nie stracisz.
Przez chwilę spoglądali na siebie w milczeniu i wreszcie
Dongwoo powiedział.
– Kocham cię.
Howon uśmiechnął się i pokręcił głową z dezaprobatą. Na
jego twarzy malował się wyraz ulgi.
– Myślałem, że już nigdy się nie doczekam ty głupi kowboju.
Dongwoo uderzył go z całej siły w ramię.
– Nie mam wprawy w wyznawaniu homoseksualnej miłości, ty
przeklęty krwiopijco.
– Nieźle się dobraliśmy.
– Nie ma co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz