niedziela, 10 stycznia 2016

I don't feel like dancin'


Są tu jacyś fani Hoyi i Dongwoo? Anyone? No? Okej... Haha, nie byłabym sobą, gdybym nie dodała czegoś z tym paringiem. Od kiedy zaczęłam słuchać Infinite, ta dwójka mocno mi się przypodobała.
Przy okazji dziękuję bardzo za odwiedziny, obserwacje i komentarze :*.


TYTUŁ: I don't feel like dancin'
BOHATEROWIE: Lee Howon, Jang Dongwoo
GATUNEK: AU, romans
OSTRZEŻENIA: brak
KILKA SŁÓW O OPOWIADANIU: Halloween + Dongwoo w stroju kowboja + Howon w stroju Draculi = dobra impra bez panienek XD.



Nie miał zielonego pojęcia, jak długo siedział przed tym koszmarnym budynkiem, z którego dochodziły radosne krzyki i muzyka. Co chwilę mijali go nowi imprezowicze w coraz to dziwniejszych strojach.
Cóż... w końcu był Halloween, więc mieli prawo wyglądać jak banda wariatów. Sam też nie wyglądał lepiej. Strój kowboja nie był, co prawda, na szczycie dziwności, ale wciąż pozostawało pytanie: jaki normalny człowiek przebiera się w Halloween za Woody'ego z Toy Story?
Nagle tknęła go myśl, że może właśnie przez wzgląd na to przebranie ona nie przyszła? Nie zmieniało to jednak faktu, że zachowała się niefajnie. Teraz kwitł na schodach w otoczeniu dyni i papierków po cukierkach, całkiem sam. A przecież powinien się tej nocy bawić, cieszyć i straszyć. Czyż nie takie właśnie było założenie tego głupiego święta?

Wpatrywał się w dom naprzeciw, gdy ktoś koło niego usiadł. Po czarnej pelerynie, którą dostrzegł kątem oka poznał, że to był jego najlepszy przyjaciel.
– Dongwoo, daj spokój. To, że nie przyszła, wcale nie znaczy, że masz tu siedzieć całą noc i się załamywać.
Dongwoo spojrzał na Howona, którego cała twarz umalowana była bardzo jasnym podkładem i przypudrowana mąką, miało mu to nadać trupiego wyglądu, jak przystało na Hrabiego Draculę. Niestety wyglądał raczej jak ćpun na głodzie, ale na szczęście pozostawała mu jeszcze ta wrodzona sztywność bycia, która poniekąd ratowała całą jego stylizację.
– Myślałem, że w końcu pozbyłem się tego debilnego drygu. Naprawdę ją polubiłem, a ona tak po prostu mnie wystawiła – ukrył twarz w dłoniach zaciskając mocno oczy, żeby zlikwidować piasek pod powiekami. To bezczynne siedzenie było strasznie usypiające.
– Chcesz stąd iść?
– Tak, chyba wrócę do domu.
– Możesz spać u mnie. Rodzice pojechali na przyjęcie do znajomych i zostają na noc – zaproponował, ale Dongwoo pokręcił energicznie głową.
– Nie, dzięki. Wrócę do siebie, a ty zostań i baw się dobrze. Wyrwij jakąś ofiarę, czy coś – wstał ze schodów i wyciągnął się by rozprostować kości. Wciąż czuł na sobie wzrok Howona, więc dodał. – Naprawdę, Hoya. Nic mi nie będzie, to tylko takie chwilowe zawieszenie, szybko minie – na potwierdzenie swoich słów uśmiechnął się w jego stronę, ale ten go nie odwzajemnił. Wstał, tak jak wcześniej Dongwoo i chwycił go za rękę zatrzymując.
– Powiesz mi co się dzieje? Ostatnio na siłę próbujesz znaleźć sobie dziewczynę, a kiedy się nie udaje, wyglądasz, jakby, co najmniej, świat się kończył – wzmocnił uścisk czując, jak Dongwoo szykuje się do ucieczki. – Jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz, że możesz mi zaufać, tak?
Dongwoo skinął głową i roześmiał się.
– Muszę to powiedzieć... Wyglądasz jak narkoman z tym pudrem na ryju...
– Zamknij się pajacu. Zostajesz czy idziesz?
Dongwoo zastanowił się przez chwilę i ruszył po schodach do wejścia. Nie mógł zmarnować imprezy, która odbywała się raz do roku. Tylko tego dnia każdy mógł się przebrać, za co chciał i nie był za to sądzony oraz osadzany w psychiatryku.

W środku panowała naprawdę wesoła atmosfera, ludzie bawili się przy wyjątkowo tanecznej muzyce i tak naprawdę nigdzie nie było śladu zbyt umarłej atmosfery, pomijając oczywiście wszystkie mumie, zombie, wampiry, księży oraz pana Jezusa, który stał przy stole i sączył poncz rozglądając się dookoła z aprobatą.
Dongwoo poczuł jak ktoś od tyłu go lekko popycha. Nie musiał odwracać głowy, żeby przekonać się, że to Howon. Tylko on użył tego dnia perfum o zapachu grobu, czyli taniego odświeżacza do szafy z dawką czegoś na mole i tylko on miał nawyk sapania do jego ucha typowo matczynych zaleceń.
– Uśmiechnij się i weź przykład z pana Jezusa, który właśnie zamienia wodę w poncz.
Dongwoo jeszcze raz spojrzał w stronę ciekawego przebierańca, który akurat teraz dolewał wódki do czerwonego napoju, tym samym go wzmacniając.
– Nie będę mu odbierał roboty. Chodź potańczyć.

To było idealne posunięcie, bo wśród dziwaków czuli i bawili się znakomicie. Tańczyli walca do twista, breakdance'a do jakiegoś marsza pogrzebowego i telepali się w rytm dubstepu. Wreszcie, gdy DJ postanowił zmienić klimaty i zapuścił Careless whispers od George'a Michaela nastała między nimi niezręczna chwila oczekiwania. Reszta połączyła się w pary i wtulona kołysała się do spokojnej melodii.
Dongwoo przygryzł dolną wargę, a Howon spuścił wzrok. Bez czarowania – wyglądali jak dwie sieroty.
– Więc... Co teraz?
– Nie wiem – odpowiedział Dongwoo i odszedł na bok, ciągnąc za sobą Howona. Nie chcieli przeszkadzać tańczącym parom.
W milczeniu wyszli na zewnątrz i zgodnie ruszyli w drogę. Gdzieś, gdziekolwiek. Dongwoo czuł, że zbliża się moment, kiedy będzie musiał w końcu wziąć się w garść i zrobić rachunek sumienia. Spojrzeć prawdzie w oczy i być może nawet porozmawiać z Howonem.
Teraz, idąc koło niego czuł się dziwnie, ale możliwe, iż powodem tego poczucia był dziwaczny strój wampira oraz grobowe perfumy marki „Grabarz”.

Było zimno. Dongwoo z całych sił starał się tego nie pokazać, ale Howon wiedział. Widział jak przyjaciel trzęsie się próbując jak głupek zachowywać się po męsku.
Wreszcie Dongwoo poczuł jak jego ramiona otula ciepła peleryna należąca do Howona, a raczej jej kawałek, bo Hoya nie zdjął jej z siebie. Na szczęście była wystarczająco obszerna żeby okryć ich dwoje.
– Co ty robisz? - zapytał raczej chłodno, próbując odsunąć się od obejmującego go ramieniem młodszego chłopaka.
– Daj spokój, jest zimno, hyung.
Mimo wszystko Dongwoo odepchnął go od siebie i widocznie podenerwowany przyspieszył kroku.
Howon nie miał jednak zamiaru tak po prostu odpuścić. Zachowanie przyjaciela zaczynało go naprawdę niepokoić. Podbiegł do niego, chwycił za rękę i odwrócił w swoją stronę w mało delikatny sposób.
– Hoya odwal się ode mnie.
– Nie, chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje – zażądał.
– Nie zrozumiesz tego – prychnął Dongwoo w odpowiedzi i chciał się odwrócić, ale Howon uparcie zwrócił go z powrotem ku sobie.
– Więc mi wytłumacz.
Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem i wreszcie Dongwoo zaczął topnieć. Jego zacięty wyraz twarzy przekształcił się w zmęczony i poniekąd zdesperowany, ale wreszcie się odezwał.
– Zakochałem się, jasne? Do tego w kimś, w kim nigdy nie powinienem był się zakochać.
– W tym Jezusie od ponczu?
Dongwoo zmarszczył czoło niepewny czy dobrze usłyszał.
– Co?
Howon wywrócił oczami.
– Oj nic. Skoro ją kochasz, to powinniście o tym pogadać. Jak się będziesz czaił to raczej nic z tego nie wyjdzie, nie?
– Dzięki za radę, ale nie skorzystam. On... Ona... – westchnął zrezygnowany. – On tego nie zrozumie. Więc nie ma sensu o tym gadać. Idę do domu, cześć.
– Dlaczego jesteś takim cholernym egoistą, co?! – zawołał Hoya, a Dongwoo zatrzymał się i ponownie odwrócił w jego stronę.
– O co ci teraz chodzi?
– O to, że w tym wszystkim nie ma tylko ciebie. A co jeśli on też coś czuje? To się nie liczy?
– Wątpię, żeby ktoś taki jak on chciał się pakować w związek z kowbojem – prychnął i odwrócił głowę.
– A ja myślę, że by chciał.
Dongwoo poczuł jak chłodna dłoń Howona dotyka jego policzka i zwraca jego twarz w swoją stronę. Howon przyjrzał mu się uważnie.
– Dlaczego chociaż raz nie postawisz wszystkiego na jedną kartę?
– Bo się boję, okej? Źe go stracę – westchnął i chciał się odsunąć, ale młodszy chłopak przytrzymał go, drugą ręką obejmując w pasie.
– Nie stracisz.
Przez chwilę spoglądali na siebie w milczeniu i wreszcie Dongwoo powiedział.
– Kocham cię.
Howon uśmiechnął się i pokręcił głową z dezaprobatą. Na jego twarzy malował się wyraz ulgi.
– Myślałem, że już nigdy się nie doczekam ty głupi kowboju.
Dongwoo uderzył go z całej siły w ramię.
– Nie mam wprawy w wyznawaniu homoseksualnej miłości, ty przeklęty krwiopijco.
– Nieźle się dobraliśmy.
– Nie ma co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy