niedziela, 20 marca 2016

It's too easy to feel good - ROZDZIAŁ 1 (BTS)

TYTUŁ: It's too easy to feel good
ROZDZIAŁ: 1
BOHATEROWIE: BTS
GATUNEK: Run AU, angst
OSTRZEŻENIA: przekleństwa, wspomniana śmierć bohatera
OPIS: Kim Taehyung wraca do Seulu, żeby stawić czoła wspomnieniom i uporządkować swoje życie.

Hej! 
Tak, jak obiecałam wracam tu z pierwszą częścią opowiadania "It's too easy to feel good". 
Życzę miłego czytania :).

Decay



ROZDZIAŁ 1

Stał przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania najlepszego przyjaciela, ale nie bardzo wiedział, czy dobrze zrobił przyjeżdżając właśnie tutaj. O wielu rzeczach chciał zapomnieć, a zwracanie się po pomoc do osób, z którymi tyle przeżył mogło na nowo przywrócić w nim te podłe wspomnienia. Nie miał jednak wyjścia. Jakimś cudem udało mu się wyżebrać kasę na bilet do Seulu i cieszył się, że uciekł z rodzinnego miasta. Seul dawał więcej możliwości, choć w jego przypadku mógł również pchać do kompletnej samozagłady. Nigdzie nie było wystarczająco dobrze, żeby wziąć się w garść.
Wreszcie odważył się nacisnąć przycisk dzwonka, a po chwili otworzył mu Seokjin. Nic się nie zmienił. Wciąż był śliczny jak lalka.
– Taehyung? – zapytał, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Hyunnie…
Jin nie bacząc na nic przestąpił przez próg i otoczył ramionami wątłe ciało Taehyunga, który uśmiechnął się wdychając zapach domu. Jin był domem dla nich wszystkich.
– Cześć, hyung – przywitał się, a Seokjin niechętnie wypuścił go z objęć i niemalże wciągnął do ciepłego mieszkania.
Pomógł mu zdjąć kurtkę i wreszcie zapytał.
– Zniknąłeś tak nagle…Wszyscy odchodzili od zmysłów – w oczach Seokjina czaiły się zdradzieckie łzy, choć usta rozciągały się w radosnym uśmiechu.
Taehyung położył torbę na podłogę i zdjął buty.
– Wiem, powinienem dać znać, ale… musiałem się odciąć, chociaż na moment.
Jin pokiwał głową uśmiechając się ze zrozumieniem i wreszcie przyjrzał mu się z troską.
– Strasznie schudłeś… Chodź – chwycił go za rękę i poprowadził za sobą.

Jin był najlepszym przyjacielem, jaki kiedykolwiek mógł im się trafić. Zawsze dawał całe swoje serce i stawał na głowie, żeby było im dobrze. Pochodził z bogatej rodziny, studiował medycynę, ale wciąż pozostawał zwykłym człowiekiem, mocno stąpającym po ziemi.
Siedzieli przy stole zajadając się przygotowaną wspólnie kolacją, gdy Jin zapytał.
– Gdzie byłeś przez ten czas, Hyunnie?
Taehyung przełknął ryż i uniósł wzrok znad miski.
– Wróciłem do rodzinnego miasta. Podłapałem robotę, ale mieli cięcia i zwolnili prawie połowę pracowników. Nie mogłem tam znaleźć nic innego, więc wylądowałem znów w Seulu – nie chciał mówić o tym, co naprawdę tam robił. Seokjin nie byłby zadowolony z faktu, że puszczał się za pieniądze. – Mógłbym tu przenocować kilka dni, dopóki nie znajdę pracy?
Seokjin wywrócił oczami.
– Co to w ogóle za pytanie? Możesz tu mieszkać tak długo, jak tylko będziesz chciał. Mam wolny pokój, więc to żaden problem.
– Nie chcę ci siedzieć na głowie. Potrzebuję tylko kilku dni, żeby się jakoś ogarnąć.
Jin pokiwał głową wzdychając.
– W porządku, ale w razie co, to pamiętaj o mojej propozycji, tak?
Taehyung skinął głową uśmiechając się pogodnie, po chwili rozejrzał się dookoła.
– Namjoon w pracy?
Jin wyprostował się i skrzywił nieznacznie.
– Nie jesteśmy już razem.
– Przykro mi… – bąknął wpatrując się w Seokjina, który usiłował zachowywać zimną krew. Zawsze taki był. Nie lubił pokazywać swoich słabości.
– Znasz go, wiesz, że najpierw coś robi, dopiero później myśli – Seokjin zaśmiał się sztucznie. – Nigdy tak naprawdę mnie nie kochał. Po prostu potrzebował bliskości i pomylił przywiązanie z miłością.
– Gdzie jest teraz?
Seokjin wzruszył ramionami spoglądając gdzieś w przestrzeń.
–  Nie wiem. Nie rozmawialiśmy, od kiedy się wyprowadził. Wszystko się rozleciało, nie?
Taehyung skinął głową i odłożył pałeczki. To była prawda. Kiedyś ich paczka była nierozłączna. Wszystko robili razem. Ćpali, sprawiali problemy, pili, imprezowali, ale zawsze byli gotowi sobie pomóc.
– A co z Yoongim i Jungkookiem? – zapytał i trochę się bał odpowiedzi. Całkiem słusznie jak się chwilę później okazało.
– Jungkook wrócił do szkoły po tym jak zerwali, a Yoongi… Niedawno urodziło mu się dziecko. Synek. Wygląda zupełnie jak on.
Taehyung zmarszczył czoło.
– Dziecko?
Seokjin uśmiechnął się niepewnie.
– Wypadek przy pracy. Ale nie będzie go wychowywał. Matka zrzekła się praw, a on nie poradziłby sobie jako samotny ojciec, więc dziecko trafi do adopcji. Widziałem się
z Yoongim kilka dni temu, jak dobrze pójdzie to już niedługo Taejun trafi do jakiejś rodziny. Podobno takie małe dzieci mają zawsze większą szansę na adopcje.
Taehyung przez dłuższą chwilę rozmyślał o Yoongim. O Jungkooku. O tym jak wiele razy chodzili wzajemnie poobijani. Ich związek był kompletnym bałaganem. Yoongi sprowadzał Jungkooka na złą drogę, ale Jungkook wcale nie był lepszy, wyzwalał w Yoongim to, co najgorsze. Truli się nawzajem, a jednak Taehyung zauważał te momenty, w których patrzyli na siebie z czułością, dotykali się delikatnie bez zadawania bólu, byli normalni. Ale to tylko momenty. Teraz już nieistotne.
– To wszystko wina Jimina. Wszystko rozpadło się przez niego.
Nie chciał tego powiedzieć, a jednak samo wypłynęło. Seokjin zrobił zbolałą minę.
– Nie mów tak. Wiesz, że miał powody…
– Miał nas, mogliśmy mu pomóc. Był tchórzem. Był cholernym egoistą… – ukrył twarz w dłoniach. Ale w porę udało mu się uspokoić, by powstrzymać atak histerii.
Seokjin nic nie powiedział. Siedzieli w otaczającej ich ciężkiej ciszy, aż wreszcie Taehyung wstał.
– Tęskniłem za Seulem… Przejdę się, dobrze mi to zrobi.

Pogoda nie była ani zbyt optymistyczna, ani całkiem beznadziejna. Gęste, ciemne chmury zwiastowały deszcz, choć jak na razie ani jedna kropla nie spadła z nieba. Szedł przed siebie wśród tłumu ludzi i rozkoszował się anonimowością. Wiele złych rzeczy zrobił ze swoim życiem, ale w tym motłochu nikogo to nie obchodziło, nie wiedzieli, że istnieje. Tak było dobrze.
Do rodzinnego miasta wrócił mając nadzieję, że matka wreszcie wybaczy mu to, że uratował ją przed znęcającym się mężem. Okazało się, że zmarła, a nikt nie raczył go nawet
o tym powiadomić. Jego ciotka patrzyła na niego oskarżycielsko i wiedział, że nie ma tam czego szukać. Kiedy potrzebował pieniędzy szedł na ulicę i sprzedawał swoje ciało, ale w tym mieście nie można było pozostać niezauważonym, więc musiał przestać, a co za tym szło, skończyły się pieniądze. Przez jakiś czas pomagał w restauracji u znajomego ojca, ale niezbyt długo tam zabawił.
A teraz był tu, w Seulu.
Kroki poprowadziły go do stacji benzynowej. Wszedł do środka i idąc między regałami bez zainteresowania wpatrywał się w stojące na nich produkty. Kiedy doszedł do lady jego oczom ukazał się wysoki blondyn, który sprawdzał jakiś plik papierów. Z jego ust wystawał patyczek od lizaka. Taehyung uśmiechnął się na ten widok. Oparł się dłońmi o blat.
– Hej – powiedział zwracając na siebie uwagę Namjoona.
Chłopak z początku wyglądał, jakby nie bardzo wiedział, co ma zrobić. Widać było, że w żadnym wypadku nie spodziewał się wizyty Taehyunga. W końcu jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, który zawsze upodabniał go do szaleńca, którym czasami okazywał się być.
– Tae! Stary wróciłeś z martwych! – zawołał rzucając papiery na blat. Wyszedł zza lady
i uścisnął Taehyunga tak, jakby od tego zależało jego życie.
– Joon… Joonie… Brakuje mi powietrza – wystękał i wreszcie blondyn go puścił.
– Dobra, gadaj gdzieś się zamelinował – zażądał Namjoon.
– Wróciłem do domu, żeby uporządkować pewne sprawy – odparł rozmasowując żebra.
– Ta, jasne. Ty i uporządkowane sprawy, dobre sobie. Nie ściemniaj tylko mów prawdę. Nieładnie tak okłamywać starszych.
Taehyung pokręcił głową z rezygnacją. Okłamywanie Namjoona nigdy nie miało sensu. Zawsze jakimś dziwnym sposobem potrafił przejrzeć ludzi na wylot.
– Pojechałem do domu. Chciałem pogodzić się z matką, ale umarła. Moja rodzina stwierdziła, że to ja do tego doprowadziłem, więc nawet mnie nie powiadomiono. Nie miałem kasy, więc zacząłem się puszczać. Jednak małe miasta temu nie sprzyjają. Po jakimś czasie kasa zaczęła się kończyć aż wreszcie całkiem wyparowała, więc musiałem się wynieść
z mieszkania i teraz jestem tu. Zadowolony?
Namjoon patrzył na niego bez wyrazu.
– A mówią, że to ja jestem popieprzony.
Taehyung prychnął.
– Bo jesteś. Co to za cyrk z Jinem?
Namjoon wywrócił oczami.
– Spieprzyłem to, okej? Po prostu… – westchnął ciężko. – Było źle. Sam wiesz, że wszystko się spierdoliło. Wszystko. Do tego mój penis okazał się szybszy od mojego mózgu i…
– Dobra. Masz w ogóle zamiar z nim pogadać?
– Chyba już wystarczająco mocno namieszałem.
Taehyung skrzywił się nieznacznie.
– Od zawsze byliście jak bracia…
– W takim razie wpakowałem się w jakiś cholerny incest – Namjoon roześmiał się ponuro. – Muszę to przemyśleć – zamilkł a po chwili dorzucił. – Słyszałeś o Yoongim?
Taehyung skinął głową.
– Yoongi i bycie ojcem. To do siebie nie pasuje.
– Żaden z niego ojciec. Dzieciak idzie do adopcji. Gówniana sprawa, ale pomijając to wszystko Taejun odziedziczył jego twarzyczkę, rodziny będą się o niego biły… – westchnął
z lekkim uśmiechem.
Taehyung również się uśmiechnął. Yoongi Junior musiał być ślicznym dzieckiem. Szkoda, że miał niewydarzonych starych, którzy tak czy siak skazali go na sieroctwo bycie sierotą.
– Szukam roboty.
Namjoon wrócił za ladę, gdy do sklepu zawitał jakiś klient. Obrzucił przybysza pospiesznym spojrzeniem i wrócił do Taehyunga, który wpatrywał się w niego
z oczekiwaniem.
– Popytam i dam ci znać. Masz ten sam numer?

Wracając do mieszkania Seokjina zaczęło padać. Ludzie otwierali parasole
i kryli się pod nimi, podczas, gdy on powoli brnął przed siebie coraz bardziej przemakając. Naciągnął na głowę kaptur bluzy i otarł z twarzy krople deszczu. Nie czuł chłodu późnej jesieni, lecz oczyszczającą moc deszczu. Właśnie wtedy postanowił, że zmieni swoje życie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy