TYTUŁ: Książę z bajki
BOHATEROWIE: Kim Kibum, sympatyczny taksówkarz, Mir
GATUNEK: romans, fluff
ILOŚĆ SŁÓW: 1646
OSTRZEŻENIA: miłość męsko-męska
OPIS: "Książę z bajki" to moje ulubione opowiadanie i choć napisane zostało dawno temu, to chyba już zawsze będę miała do niego sentyment. Miała być kontynuacja, ale doszłam do wniosku, że niektórych opowiadań nie należy rozciągać.
Życzę Wam miłego czytania i zachęcam do wyrażania swoich opinii :).
BOHATEROWIE: Kim Kibum, sympatyczny taksówkarz, Mir
GATUNEK: romans, fluff
ILOŚĆ SŁÓW: 1646
OSTRZEŻENIA: miłość męsko-męska
OPIS: "Książę z bajki" to moje ulubione opowiadanie i choć napisane zostało dawno temu, to chyba już zawsze będę miała do niego sentyment. Miała być kontynuacja, ale doszłam do wniosku, że niektórych opowiadań nie należy rozciągać.
Życzę Wam miłego czytania i zachęcam do wyrażania swoich opinii :).
Kibum nie miał ochoty tego
wieczoru siedzieć z resztą w mieszkaniu. W ostatnim czasie bardzo nadszarpnęli
jego nerwy, więc na sam ich widok poziom jego irytacji znacznie przewyższał dopuszczalną
normę. Czyli jednym słowem miał ochotę wziąć tasak i zarżnąć ich jak prosiaki.
Na szczęście miał alternatywę,
która wydała się zdecydowanie lepszym wyjściem, niż taplanie się we krwi
kolegów z zespołu.
Mir - Bang Cheolyong był
człowiekiem, który zawsze, w każdej, nawet kosmicznie beznadziejnej sytuacji
był w stanie podnieść Kibuma na duchu. Poza tym Kibum uważał go za naprawdę
seksowne, słodkie ciastko i właśnie tego wieczoru miał zamiar tego ciastka
spróbować.
Szanował go, ale nie zmieniało
to faktu, że jego ochota na to ciałko była makabrycznie ogromna, a właśnie
miała nadarzyć się idealna okazja na spełnienie dzikich fantazji, które od
jakiegoś czasu nawiedzały jego i tak już zwichrowany umysł.
Mir miał całe mieszkanie dla
siebie, bo nadwyrężył kostkę i nie był w stanie jechać kilka godzin w
niewygodnym vanie, a co dopiero występować na scenie z tymi wszystkimi
tanecznymi wygibasami. Manager zarządził więc, że zostanie w domu i ma zakaz
chodzenia, chyba, że do lodówki i do toalety, a najlepiej jakby poprosił kogoś
o pomoc. No i poprosił – Kim Kibuma, który przystał na to niemalże z radosnym
piskiem.
Przygotowując się do wyjścia
założył na siebie świetnie dopasowane rurki, które idealnie opinały jego
seksowną pupę, ale i dały się łatwo zdjąć, bo materiał dobrze się naciągał oraz
luźną koszulkę, która nie zniszczy jego fryzury, gdy będzie się pozbywał
zbędnego odzienia.
Zdawał sobie sprawę, że może
liczy na zbyt wiele, bo w końcu Mir nigdy nie pokazał, że zależy mu na czymś
więcej, ale mimo wszystko chciał błyszczeć w tych pięknych, słodkich oczkach.
Postanowił, że użyje wszystkich swoich atutów żeby skończyć z przyjacielem w
wygodnym łóżku lub wszędzie tam, gdzie da się uprawiać dziki, pasjonujący seks.
Nie mówiąc chłopcom nic na
pożegnanie, wysyłając im w myślach jedynie ogromnego fucka, wyszedł z
mieszkania narzucając na siebie skórzaną kurtkę, która dopełniła obrazu
seksownego chłopaka, którego należałoby porządnie zmacać i z uśmiechem
zadowolenia skierował się do wyjścia z budynku.
Zatrzymanie taksówki zawsze
przychodziło mu z niebywałą łatwością, być może dlatego, że z daleka wyglądał
jak gorąca nastolatka. Taksówkarze nawet jeśli już stwierdzili, że Kibum wcale
nie jest tą gorącą nastolatką i tak przyznawali w duchu, że był cholernie gorącym
chłopcem.
Tym razem też tak było, młody
– może dwudziestopięcioletni mężczyzna prawie pożerał go wzrokiem, gdy podawał
adres pod którym zamieszkiwało całe MBLAQ.
Przez krótką chwilę panowała
między nimi cisza przerywana jedynie audycją radiową. W końcu taksówkarz się
odezwał. Na swój sposób był przystojny, ale chyba zbyt zwyczajny jak na gust
Kibuma.
- Wybierasz się do dziewczyny?
Idealny wieczór na romantyczne spotkanie – Kibum uśmiechnął się lekko i
spojrzał w lusterko, w których odbijały się niebieskie oczy chłopaka. Chyba był
Amerykaninem.
- Wybieram się do chłopaka, a
właściwie do przyjaciela – odparł spoglądając zalotnie przed siebie. Uwielbiał
flirtować z nieznajomymi – Liczę na miłą noc...
- Jestem pewien, że nie odmówi
sobie takiego... – mężczyzna umilkł, bo chyba zdał sobie sprawę, że posuwa się
za daleko. Do jego obowiązków należało przewiezienie klienta z punktu A do
punktu B, odebranie należności i basta. Kibum jednak daleki był od
zakłopotania. Oblizał usta i mruknął zachęcająco.
- Śmiało... Dokończ – chłopak
uśmiechnął się pogodnie i przelotem spoglądając na zadowoloną twarz Kibuma
dokończył.
- Apetycznego kąska – Kibum
roześmiał się perliście czarując jeszcze bardziej.
- Jesteś uroczy... – westchnął
uśmiechając się słodko i niby przypadkowo przesunął dłonią po swojej szyi.
Uwielbiał to uczucie, uwielbiał być podziwiany – Jestem Kim Kibum.
- Oliver Cain – odparł
mężczyzna odwzajemniając uśmiech.
- Oliver... Ładnie. Długo
mieszkasz w Seulu?
- Kilka lat – taksówka
skręciła w lewo i stanęła na światłach. Teraz nastał moment w którym na dłużej
ich spojrzenia mogły się spotkać.
- I jak ci się tutaj podoba? –
zapytał Kibum przeczesując palcami swoje ciemnobrązowe włosy, które były
miękkie i przyjemne w dotyku.
- Niczym nie różni się od
Ameryki, korki, tłok, zarobki takie same, tylko ludzie milsi – Oliver
zredukował bieg do jedynki i ruszył powoli za jakimś czerwonym, sportowym
samochodem – Jest całkiem fajnie.
- A co cię tu przywiało, jeśli
mogę wiedzieć?
- Dziewczyna – mina Kibuma
zrzedła. Czyli ten miły facet był już zajęty... Jaka szkoda, że zawsze, gdy
zaczynał kogoś lubić z nadzieją na jeszcze, pojawiał się ktoś ważniejszy od
niego.
- Szczęściara z niej – bąknął
siląc się na optymizm. Oliver zerknął w lusterko i z śmiejącymi się oczami
odparł.
- Tak, biorąc pod uwagę fakt,
że jakiś czas temu wyszła za pewnego bogatego prawnika – Kibum zaskoczony takim
obrotem spraw poczerwieniał na twarzy. Teraz już nie był seksowny i zmysłowy.
Sprawiał wrażenie zagubionego i zbitego z pantałyku, co w jego wykonaniu było
naprawdę przesympatyczne i wzbudziło w taksówkarzu lekki śmiech – Rozstaliśmy
się dwa lata temu.
- Myślałem, że jesteście razem
– było mu głupio, bo zdecydowanie za bardzo się napalił na tę znajomość. Oliver
wydawał się być takim miłym człowiekiem...
- Od dwóch lat pracuję na
siebie i tak jest dobrze... No, jesteśmy – westchnął, a Kibum wręczył mu
pieniądze i niechętnie wysiadł z samochodu. Rzucił jedynie krótkie „cześć” i
odszedł, zostawiając za sobą być może szansę na coś fajnego.
Kiedy jednak stanął przed
drzwiami do mieszkania MBLAQ znów powróciło to zafascynowanie osobą Mira. Ze
zmysłowym uśmiechem wcisnął przycisk dzwonka i po chwili otworzył mu on.
Wyglądał przesłodko, w krótkich spodenkach, dużej koszulce, w której prawie się
topił i z tym bandażem oplatającym jego stopę i kostkę. Nie wspominając
rozczochranych, brązowych włosów.
- Kibum! – zawołał i rzucił
się na niego zamykając w ramionach jak spragnione miłości i czułości dziecko.
Kibum roześmiał się i wciąż pozwalając się obejmować wprowadził Mira do
przedpokoju, który był zawalony butami i innymi częściami garderoby.
- Jak tam twoja nóżka? –
zapytał modulując głos jak to się robi przy małych, kochanych dzieciaczkach.
- Trochę boli, ale daję radę.
Przynajmniej mogę odpocząć od reszty.
- Widzę, że obydwaj mamy taką
samą potrzebę – odezwał się Kibum obejmując chłopaka w pasie i po chwili
namysłu dodał – Wiesz co jest najskuteczniejsze na ból?
Mir pokręcił głową czekając na
oświecenie. Na razie znał tylko środki przeciwbólowe, które leżały w szufladzie
jego szafki nocnej, ale i tak nie pomagały.
- Najlepszy na pokonanie bólu
jest seks – powiedział w końcu, a Mir przekrzywił główkę, co nadało mu wygląd
małego kociaka.
- Ale ja nie mam z kim
uprawiać seksu.
- Mogę ci pomóc – wymruczał
przybierając iście łóżkowy ton i zbliżając swoje usta do ust Mira, przycisnął
go mocniej do siebie.
- Wiesz Kibum... Lubię cię,
ale nie w taki sposób – Kibum poczuł jak jego policzki pokrywają się
czerwienią. Że co proszę? – Nie obraź się, ale nie kręcisz mnie Kibummie... –
chłopak odsunął się od Kibuma i z zakłopotanym uśmiechem przygryzł dolną wargę.
Po chwili krępującej ciszy
jaka nastała w przedpokoju Kibum w końcu odważył się spojrzeć na Mira.
- Przepraszam... – skrzywił
się na samą myśl o swojej niedorzeczności.
- W porządku. Do niczego nie
doszło i wciąż możemy spędzić miły wieczór.
- Nie jesteś zły?
- Nie będę jak mi zrobisz
kolację, bo tak się składa, że jestem głodny jak wilk, wiesz Kibum, zawsze Joon
przygotowywał mi jedzenie... – nastała litania tego co zawsze Joon robił i nie
ulegało wątpliwości, że to właśnie ten człowiek naprawdę kręci Mira.
Kiedy później oglądali głupie
komedie, Kibum doszedł do wniosku, że dobrze się stało. Nie był pewny, czy
mógłby spojrzeć sobie w oczy, gdyby faktycznie do czegoś doszło. Poza tym jego
myśli zaprzątał Oliver i zapewne minie trochę czasu zanim o nim zapomni.
Z mieszkania Mira wyszedł
bardzo wcześnie, starając się nie zbudzić śpiącego przyjaciela. Miał ochotę
wrócić do domu, wciąć relaksujący prysznic, zrobić sobie dobrze i położyć się
na swoim ukochanym łóżku.
Ranek był jeszcze dość
chłodny, ale na szczęście nie musiał zbyt długo stać na chodniku, gdyż już po
kilku minutach podjechała taksówka, a w oknie pojawił się nie kto inny jak
Oliver.
- Znów się spotykamy – rzekł z
uśmiechem, zarażając nim również Kibuma.
- Wyglądasz na zmęczonego –
zauważył przyglądając się podkrążonym oczom Olivera, który pokiwał głową.
- Fakt, jestem zmęczony, ale
właśnie kończę zmianę. Wskakuj.
Kibum wsiadł do środka i nie
mógł powstrzymać się przed uśmiechem zadowolenia, jaki zagościł na jego twarzy.
Skłamałby, gdyby powiedział, że wcale nie miał nadziei na to, że znów dane mu
będzie spotkać Olivera. Podał mu adres i rozsiadł się wygodniej, tak jak
poprzedniego wieczoru spoglądając w lusterko, idealnie natrafiając na
niebieskie oczy mężczyzny. W dziennym świetle okazały się nieco jaśniejsze, ale
wcale nie mniej ładne. Zauważył też, że włosy Olivera nie były koloru jasnego
brązu, a czystego blond, który sprawiał, że taksówkarz wyglądał jak wzorcowy
książę. No... Oczywiście, jeśli pominie się jego zawód, a w zamian taksówki
wstawi się białego rumaka.
- Udał się miły wieczór? –
Kibum został wyrwany ze swoich dziwacznych myśli i przez moment zbierał się w
sobie by odpowiedzieć.
- Nic nie wyszło z upojnej
nocy, ale może to i nawet lepiej. W przyjaźń nie należy pakować seksu.
- Jeśli go kochasz, to chyba
nie ma nic złego w seksie?
- Nie kocham go... Chyba za
długo jestem sam i... Wiesz, no każdy tego potrzebuje – rozmawiając z Oliverem
czuł się tak, jakby znali się więcej niż jeden dzień.
- Wiem, wiem. Cóż no, w takim
wypadku faktycznie dobrze się stało, że do niczego nie doszło – ich spojrzenia
spotkały się na moment i Kibum znów dostrzegł te radosne ogniki, które tak
bardzo pasowały do tego Amerykanina.
- Niemniej jednak bardziej od
seksu marzę o księciu z bajki – westchnął Kibum i roześmiał się na te słowa.
- Jestem pewien, że spotkasz
swojego księcia z bajki. Zanim to jednak nastąpi chciałbym zaprosić cię gdzieś,
dzisiaj wieczorem – Kibum ostatkami sił powstrzymał się od głośnego pisku,
jakim zazwyczaj oznajmiał swoją bezkresną radość. Wziął zatem głęboki wdech i
czując jak powraca opanowanie, odparł.
- Nie pracujesz dzisiaj?
- Mam wolne dwa dni, to jak? –
Kibum uśmiechnął się leciutko i skinął głową.
- Bardzo chętnie się z tobą
umówię...
Mój książę z bajki. Dodał w
myślach i roześmiał się wpatrując w pogodne oczy Olivera.
Uwielbiam. Kocham. Ubóstwiam ♥
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że jeszcze napiszesz jakiś one-shot o SHINee...