BOHATEROWIE: Yoo Youngjae, Im Jaebum, Jung Daehyun
GATUNEK: au, romans
OSTRZEŻENIA: brak
ILOŚĆ SŁÓW: 2905
[…] dopiero,
kiedy kończy nam się czas, dociera do nas jak wielu rzeczy jeszcze nie zrobiliśmy.
Cały świat już pogrąża się w chaosie, bo przecież niecodziennie człowiek
dowiaduje się, że za kilka dni wszystko zniknie. Nie będzie mnie, nie będzie
ciebie.
Czuję w każdej komórce swojego
ciała, że koniec jest bliski i na pewno nie jestem w tym uczuciu sam. To tak,
jakbym znalazł się w potężnej klatce, bez możliwości ucieczki, ale najgorsze
jest to, że ten list nigdy do Ciebie nie dotrze, bo też, kto normalny
przejmowałby się pocztą, kiedy wszystko ma się rozsypać?
A jednak go piszę. Sam nie wiem.
Może to bardziej jak rachunek sumienia? Powinien być szybki, czy może długi,
jak najdłuższy? Trwający aż do momentu, kiedy zapadnie ciemność? Nie wiem. Nic
już nie wiem.
Youngjae
przeczytał jeszcze kilka razy tekst i z ciężkim westchnieniem zamknął laptopa.
W ostatnim czasie nie doświadczył zbyt dużej ilości weny, ale próbował pisać,
chociaż po kilka zdań, żeby robota całkowicie nie stanęła w miejscu.
Wielu ludziom wydaje się, że życie pisarza jest łatwe i przyjemne. Na początku, kiedy pisze się tylko dla siebie i nie ograniczają cię terminy, tak właśnie jest, ale gdy pojawia się wydawca i otoczka popularności, cała idea może nagle stracić sens.
Wielu ludziom wydaje się, że życie pisarza jest łatwe i przyjemne. Na początku, kiedy pisze się tylko dla siebie i nie ograniczają cię terminy, tak właśnie jest, ale gdy pojawia się wydawca i otoczka popularności, cała idea może nagle stracić sens.
Oczywiście to
wspaniałe uczucie, kiedy czyta cię tylu ludzi, ale gdy historie wychodzą pod
przymusem, w autorze zaczyna kiełkować coś na wzór niespełnienia.
Tak właśnie
czuł się Youngjae. Nie był zwolennikiem końca świata, choć nie negował tego
całkowicie. Jego wydawcy nie mogli jednak tak po prostu zostawić tego tematu.
Było zbyt wielu ludzi lubujących się w naturalnych kataklizmach i właściwie już
teraz liczono pieniądze, które najprawdopodobniej posypią się za książkę .
Tym razem
trafiła mu się ckliwa historyjka, która całkowicie nie leżała w jego pisarskiej
naturze. Wolał kryminały osadzone w XIX wieku, choć te nie cieszyły się zbyt
dużą popularnością.
Nie chciał
być znany z beznadziejnie romantycznych powieści. Nie lubił bzdurnych
opowiastek, miał uczulenie na obsmarowywanie lukrem tego, co powinno przerażać.
Odłożywszy
laptopa na niski stolik stojący obok wygodnego, wysiedzianego już fotela, na
którym spędzał większość dnia pisząc, ruszył do kuchni po szklankę wody.
Wielokrotnie miał ochotę sięgnąć po coś mocniejszego, tak na rozochocenie weny,
ale w ostatniej chwili rezygnował. Nie chciał skończyć w rynsztoku, a
spoglądając na dzieje jego rodziny, w której większość kończyła żywot z
alkoholem w ręku, wolał nie ryzykować.
W momencie, w
którym nalewał wody mineralnej do wysokiej, kolorowej szklanki, telefon w
kieszeni jego rozciągniętego dresu dał o sobie znać grając Last night on
Earth Delty Goodrem.
Wyjął go i
pierwsze, co zrobił, to spojrzał na wyświetlacz, na którym tkwił napis „Im
Jaebum”. W tej chwili nie miał najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie nikogo,
nawet najlepszego przyjaciela, ale doskonale wiedział, że ten nie odpuści i
będzie wydzwaniał do końca dnia doprowadzając go tym samym do szału.
Odebrał starając
się nastawić trochę bardziej optymistycznie do tej rozmowy.
- Tak?
- Cześć
Jaejae. Co tam?
Youngjae zbyt
dobrze znał ten ton, żeby tak po prostu dać się złapać. Oparł się jedną dłonią
o blat kredensu i zapytał oschle.
- Czego
chcesz?
- Dlaczego od
razu mówisz do mnie w tak niemiły sposób?
- Bo wiem, że
czegoś chcesz. Gadaj albo się rozłączam.
- Co byś
zrobił, gdybym nagle wpadł do ciebie z kilkoma znajomymi na małą imprezkę?
Gdyby nie
fakt, że obiecywał sobie spokój i opanowanie w stosunku do Jaebuma, to myślami
poćwiartowałby tego dzieciaka na miliard kawałków.
- Bum? Co ty
do cholery kombinujesz?
- Potraktuj
to jak zapasową imprezę urodzinową. – nagle Jaebum się rozłączył, a do uszu
Youngjae dotarł odgłos otwieranych drzwi i sporo radosnych głosów.
- Zabiję go –
prychnął i ruszył w stronę wejścia do mieszkania, i już miał nakrzyczeć na
niesfornego przyjaciela, gdy ten objął go, radośnie wołając.
- Jaejae! Mój
ty przyjacielu. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
- Ale ja
nie...
- Stary,
wiem, że jesteś skromny, ale dobra impreza ci się należała. Wrzuć na luz i
ciesz się tym wspaniałym dniem.
Ludzie,
których Jaebum ze sobą przyprowadził byli sympatyczni i weseli, ale jak na jego
gust było ich za dużo. W pewnym momencie zrobiło się duszno i z całego serca
dziękował opatrzności, że dała mu mieszkanie z balkonem.
Kiedy się tam
znalazł, a mroźne, grudniowe powietrze owiało jego twarz, poczuł niewypowiedzianą
ulgę. Niebo było bezchmurne, ukazywało miliardy gwiazd i księżyc. Widok ten
wydał mu się całkiem przyjemny, ale wciąż nie na tyle, by zaszyć się w swojej
sypialni z laptopem i dać się ponieść wyobraźni.
Ta blokada,
która go dopadła była nieznośna. Właściwie czuł to, co główny bohater piszący
list do ukochanej, której miał już nigdy nie zobaczyć, ta cała sprawa z klatką,
i choć pomysły kotłowały mu się w głowie, to nie wiedział jak to ubrać w słowa.
Kiedy przychodziło do napisania choćby jednego, krótkiego zdania, cała chęć
była zgniatana przez niemoc.
Jeszcze przez
krótką chwilę dane było mu się nacieszyć samotnością, gdy drzwi balkonowe
uchyliły się i wyjrzał zza nich pijany Jaebum. Jego twarz zwieńczał słodki
uśmiech, który działał Youngjae na nerwy, zwłaszcza w tej chwili.
- Jaejae, my
się będziemy już zbierać. Tak się cieszę, że pozwoliłeś mi urządzić imprezę.
Dobranoc stary i wesołych świąt.
- Spadaj, nie
mam ochoty na ciebie patrzeć – burknął, choć mimo wszystko jakieś rozczulenie
pozostało. Jaebum był jak brat. Kochał go.
- Dobra,
dobra. Spadam.
Wróciwszy do
salonu zastał tam kompletne pobojowisko. Dywan zalany czerwonym winem, na sofie
pełno okruchów i orzeszków ziemnych, a jego fotel nosił odciski butów. Z
ciężkim westchnieniem podszedł do niego i zaczął otrzepywać materiał z brudu.
Jego ukochany fotel!
Przeklinając
pod nosem uderzył dłonią jeszcze kilka razy w oparcie i już miał zabrać się za
czyszczenie dywanu, gdy w wejściu do niewielkiego pokoju dziennego połączonego
z aneksem kuchennym stanął jeden z gości. Wcześniej Youngjae nie zwrócił na
niego większej uwagi, bo też nie widział takiej potrzeby. Teraz chłopak
uśmiechał się lekko w jego stronę i Youngjae nie wiedział jak ma się zachować,
więc w milczeniu zbierał szkło potłuczonej zielonej butelki.
- Zapomniałem
telefonu – oznajmił, a Youngjae podniósł wzrok i obadał spojrzeniem pokój. Jak
się okazało na regale z magazynami literackimi leżał telefon.
Chłopak
przeszedł przez pokój, schował telefon do kieszeni dżinsów i przez moment wahał
się aż wreszcie powiedział.
- To była
całkiem fajna domówka.
- Taka fajna
domówka, że teraz muszę sam sprzątać ten syf. – wziął głęboki oddech – Ale to
jest właśnie Jaebum. Kierownik zamieszania. A kiedy przychodzi do sprzątania,
znika jak kamfora.
- Mogę ci
pomóc, jeśli chcesz.
Na moment ich
spojrzenia się spotkały i dopiero teraz Youngjae tak naprawdę przyjrzał się
jego twarzy. Miał bardzo wydatne usta, mały nos i duże oczy. Mógł uchodzić za
przystojniaka wśród dziewcząt i miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.
- Nie musisz,
pewnie na ciebie czekają.
- Właściwie
to miałem od razu jechać do domu. Więc równie dobrze mogę zostać i pomóc ci
ogarnąć ten bałagan. Jestem Daehyun, przedstawiałem się wcześniej, ale było
pełno ludzi, więc pewnie i tak nie zwróciłeś na to uwagi – powiedział zdejmując
skórzaną kurtkę. Odłożył ją na oparcie sofy, z której zaczął zbierać orzeszki.
- Youngjae.
- Nie
wyglądałeś na zbyt zadowolonego z urodzinowej niespodzianki – zauważył próbując
nawiązać jakąś bardziej otwartą konwersację.
- Bo urodziny
mam dopiero w styczniu – odpowiedział wrzucając szkło do reklamówki po
trunkach, która walała się po podłodze.
- Twój
przyjaciel się trochę pospieszył.
- Jak widać.
Youngjae
wstał i poszedł do jakąś szmatę, którą mógłby choć trochę oczyścić szary dywan.
Wiedział, że plama pozostanie, więc chciał przynajmniej zredukować ją do
minimum. Kiedy wrócił z łazienki, sofa była już posprzątana, a Daehyun zbierał
papierki po cukierkach i puszki po piwie. Youngjae przyjrzał mu się przez
chwilę i musiał przyznać, że chłopak niewątpliwie miał w sobie coś
pociągającego, choć na początku wydał mu się dziwny. Może ze względu na jego
duże wargi.
- Długo znasz
się z Jaebumem? - zapytał wracając do czyszczenia dywanu.
- Nie za długo,
ale zdążyłem się już przekonać, że jest typem rozrywkowego człowieka.
- Kocham go
jak brata, ale czasami mam ochotę zaszlachtować.
Popatrzyli na
siebie i roześmiali się. Youngjae poczuł jak robi mu się gorąco na widok
uśmiechu Daehyuna. Chłopak był naprawdę przystojny.
- Piszesz,
prawda? Tworzysz teraz coś ciekawego?
- Nie, nie.
Ja nie piszę, ja produkuję papkę, która się sprzeda – stwierdził kiwając głową,
co najwidoczniej bardzo zainteresowało Daehyuna.
- Jaebum
mówił, że robisz to, co lubisz.
Youngjae
usiadł obok plamy wsparłszy plecy o sofę. Złożył ściereczkę, odłożył ją na bok
i powiedział.
- Ludziom się
wydaje, że pisarz to świetny zawód. Z tym, że nie zawsze jest kolorowo. Wydawcy
to harpie. Chcą mięcha, na które rzuci się głodny tłum. Dlatego zamiast
kryminałów piszę jakieś badziewne romansidła z końcem świata w tle. Nie ma
większej żenady na tym świecie niż puste słowa typu „kocham cię” i „nie
opuszczę cię aż do śmierci”. Oszaleć można – zrobił gest dłońmi jakby jego
głowa wybuchała, a Daehyun uśmiechnął się ciepło.
- Zawsze
możesz pisać dla siebie to, co lubisz. Albo dla mniejszego grona.
Youngjae
chciał zachować ten uśmiech tylko dla siebie, ale zamiast rozkoszowania się nim
spojrzał na Daehyuna z politowaniem.
- Naprawdę
sądzisz, że ktoś chciałby czytać kryminały osadzone w dziewiętnastym wieku?
- Myślę, że
tak.
- Optymista z
ciebie, ale ludzie gonią za łatwizną – westchnął Youngjae uśmiechając się
lekko.
Po chwili
Daehyun dołączył do niego, ale nie odezwał się. Kilka razy spojrzeli na siebie,
czemu towarzyszył nerwowy, urywany śmiech.
- Wiesz –
zaczął nowy znajomy patrząc intensywnie w jego oczy – Ja bym bardzo chciał
przeczytać coś, co napisałbyś tak naprawdę od serca.
Na moment
zaległa między nimi cisza i, gdy zaczęła się niebezpiecznie przedłużać Youngjae
prychnął na poły ze śmiechem sprzedając Daehyunowi lekkiego kuksańca w bok.
- Przestań
się zgrywać. Mówisz to z grzeczności i żeby mnie nie urazić.
Chłopak
roześmiał się pogodnie na te słowa.
- Mówię
prawdę. Czytałem „Diabła karo”, masz talent i choć tematyka diabła była
banalnie prosta i zakrawała na tanie romansidło dla melancholijnych nastolatek,
to całkiem dobrze się czytało.
Twarz
Youngjae zarumieniła się lekko, a jego serce przyspieszyło bicia. Nie tylko
słowa siedzącego obok nowego znajomego spowodowały taką reakcję z jego strony.
Daehyun siedział bardzo blisko, prawie stykali się ramionami, zapach jego
perfum przyprawiał go o zawrót głowy.
Chcąc uniknąć
jakiejś kompromitującej sytuacji postanowił rozpocząć temat bardzo zwyczajny i w
jego odczuciu „bezpieczny”, niewymagający głębokich przemyśleń.
- Opowiesz
coś o sobie? – poprosił siląc się na zwyczajny ton, choć emocje zaczęły w nim
buzować. Na samą myśl, że ma w mieszkaniu nieziemsko przystojnego faceta robiło
mu się słabo.
- Nie ma za bardzo
o czym mówić. Urodziłem się w Busanie, ludzie często wypominają mi przez to
akcent. Trzy lata temu przeprowadziłem się do Seulu i jestem na drugim roku
studiów. W międzyczasie trochę śpiewam, a poza tym, to nudny ze mnie gość.
Youngjae
dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wpatruje się w jego wargi przygryzając
przy tym swoją, dolną. Człowiek przed nim nieświadomie ociekał seksem. I
faktycznie akcent był słyszalny. Ale cholera... Co on z nim robił.
- Napijesz
się czegoś? - zaproponował z rozmysłem, wiedząc, że dodatkowa dawka alkoholu
bardziej rozluźni atmosferę – Mam dobre białe wino, trzymam je na czarną
godzinę jakbym przypadkiem zapadł na kompletną niemoc twórczą.
Jakby ta, na
którą cierpiał teraz nie była wystarczająco dobijająca.
Wstał z podłogi
i podszedł do aneksu kuchennego, by wyciągnąć z górnej szafki wspomniany
wcześniej trunek. Miodowy kolor już sam w sobie był kuszący.
- Niestety
nie posiadam eleganckiego szkła do wina, więc będziesz musiał zadowolić się
kubkiem.
- Przeżyję –
odparł posyłając Youngjae rozbawione spojrzenie.
Kiedy
Youngjae wrócił na swoje miejsce trzymając w dłoniach dwa czarne kubki w
latające owce, jeden podał nowemu znajomemu a ze swojej upił solidny łyk i
czekał, co powie Daehyun.
- Łał,
naprawdę dobre. – stwierdził po spróbowaniu i dodał – Wypijmy za... Za co
możemy wypić?
Youngjae
zmarszczył czoło myśląc intensywnie.
- Wypijmy za
ludzi, którzy lubią staroświeckie kryminały.
- I za
Jaebuma, gdyby nie on nigdy byśmy się nie poznali – dopowiedział Daehyun i
wznosząc kubki stuknęli się nimi lekko, po czym upili jeszcze trochę wina.
Trzy kubki
wina później sytuacja wyglądała tak, że wciąż siedzieli oparci o sofę, z tą
jedną różnicą, że teraz głowa Daehyuna spoczywała na ramieniu drugiego
chłopaka.
- Dziewczyny
muszą cię uwielbiać – wymamrotał Youngjae lekko pijackim głosem. Nie powinien
pić, bo słaba głowa właśnie dawała o sobie znać.
- Kilka by
się znalazło – odparł skromnie.
Youngjae
pokręcił głową ze śmiechem.
- Umawiasz
się?
- Nie – na koniec roześmiał się pogodnie.
- Daehyunnie…
One też tak na ciebie mówią?
Nagle Daehyun
uniósł głowę, by przyjrzeć się uważniej twarzy Youngjae.
- W twoich
ustach to brzmi lepiej. Zdecydowanie. – pokiwał głową energicznie, na co drugi
zareagował głupkowatym – Jaejae...
-
Daehyunnie...
Po chwili
wypełnionej kretyńskimi chichotami rodem ze szkoły na dziewcząt ich twarze były
na tyle blisko, że z łatwością wyczuwali swoje oddechy. Co prawda szału nie
było, a dolnych partii ciała nie urywało, ale im i tak powiewało na wietrze,
czy mają świeże oddechy. Byli podpici, a ich szare komórki pokryły się grubą
warstwą tęczy.
Jednakże w
którymś momencie Daehyun spoważniał.
- Youngjae...
Jesteś piękny. – powiedział przysuwając się jeszcze bliżej – Chcę cię
pocałować.
Stwierdzenie
to podziałało jak afrodyzjak, bo w ułamku sekundy Yoo Youngjae rzucił się na
niego, przyszpilił swoim ciałem do podłogi i całował. Zachłannie, jakby ten
miał mu zaraz uciec.
Ich języki
ocierały się o siebie, a dłonie szukały możliwości dotarcia do rozpalonych
ciał. To było istne szaleństwo i gdzieś w zakamarkach pijanego umysłu pana
pisarza pojawiła się podła myśl, że następnego dnia będzie tego żałował.
***
Obudził się
rano i przez moment nie bardzo wiedział, gdzie jest, kim jest ani co się
dzieje. Od zawsze miał słabą głowę do alkoholu. Na szczęście po kilku minutach
zaczęła mu wracać pamięć. Impreza, wino, Daehyun... Daehyun.
Pospiesznie
podniósł się do pozycji siedzącej, co nie było najlepszym posunięciem, bo
dogłębny ból odezwał się w dolnych partiach jego ciała. Chyba jednak coś mi urwało. Pomyślał z rozbawieniem.
Przeczekawszy
falę bólu uświadomił sobie, że jest sam. Druga połowa łóżka była pusta, lecz
wciąż widać było, że ktoś na niej leżał.
Z niechcianym
ukłuciem w sercu, ale i ze świadomością, że przeczucie z wczorajszego dnia się
sprawdziło dotknął zimnej już pościeli. Jak bumerang wróciły wspomnienia z
gorącej nocy, jaką ze sobą spędzili.
Boże,
uprawiali seks prawie całą noc!
Youngjae
stęknął przygryzając wargę prawie do krwi, żeby odgonić od siebie podniecające
wspomnienia, bo wiedział, że nie było sensu wracać do czegoś, co już nigdy po
raz drugi się nie wydarzy, a przynajmniej nie z tym człowiekiem.
Teraz
należało wrócić do codzienności.
Przez kilka
kolejnych dni nie był w stanie zapomnieć o tym, co wydarzyło się między nim a
Daehyunem. Cały czas czuł jego zapach, gorąc jego ciała, w uszach dźwięczał mu
niski, zmysłowy głos. Z całych sił starał się wyrzucić to ze swojej głowy, ale
po prostu nie mógł.
Jak na złość
nie miał żadnego kontaktu z Jaebumem i prawdę mówiąc jedynym, co mu w jakiś sposób
pomagało, było pisanie tego taniego romansidła. Szło mu znakomicie!
List Davida
do Lilly wyszedł o wiele dłuższy niż Youngjae planował. Zrezygnował też ze
szczęśliwego zakończenia gnany własnymi przeżyciami i wreszcie stwierdził, że
bez tego lukrowego zwieńczenia, książka nie będzie aż tak kiepska.
Pochłonięty
pisaniem zakończenia nie od razu usłyszał pukanie do drzwi, dzwonek zepsuł się
jakiś czas temu i jakoś nie miał głowy do naprawy. Dopiero za trzecim razem
oderwał wzrok od ekranu laptopa i z piekielną niechęcią odstawił go na stolik.
Otwierając
drzwi nie spodziewał się nikogo specjalnego, więc ujrzawszy uśmiechniętą twarz
Daehyuna, jego serce podskoczyło prawie do gardła.
Oto stał
przed nim obiekt jego westchnień, ubrany podobnie jak w dniu, kiedy się
poznali, w dłoni trzymając butelkę wina. Tego samego, jakie pili tamtego
wieczoru.
- Cześć,
Youngjae – odezwał się Daehyun.
- Co tu
robisz? – zapytał Youngjae nie mogąc powstrzymać urazy w swoim głosie.
- Wyszedłem
wtedy bez pożegnania i… To nie było w moim stylu, ale spanikowałem.
Youngjae
wahał się, czy wpuścić go do środka, więc postanowił, że jeszcze się wstrzyma.
- Dlaczego?
Daehyun
spuścił wzrok.
- Nie wiem.
Może dlatego, że bardzo mi się podobasz i nie chciałem…
- Czego nie
chciałeś? – dopytywał.
- Nie
chciałem schrzanić sprawy.
- Schrzaniłeś
sprawę, bo wyszedłeś. Gdybyś został…
Gość podniósł
wzrok i Youngjae dojrzał w jego oczach nadzieję. Była nazbyt widoczna, co lekko
go rozbawiło.
- To co?
- Może coś by
z tego było… Skąd mam wiedzieć, że jutro znowu tego nie zrobisz? – skrzyżował
ręce na piersi patrząc wyzywająco na Daehyuna. Podobała mu się ta gra, choć
była jednym wielkim absurdem. Przecież powtarzał sobie, że już nigdy więcej nie
chce mieć nic do czynienia z Daehyunem, którego nazwiska nawet nie znał. A
teraz jego serce wyrywało się, jakby nigdy za niczym bardziej nie tęskniło.
- Musiałbym
być kompletnym kretynem. – bąknął i westchnął ciężko – Mam jeszcze jakieś
szanse, czy już mogę sobie iść?
Youngjae
jeszcze przez moment milczał, trzymając Daehyuna w niepewności, ale wreszcie
wyciągną w jego stronę dłoń, którą ten ujął z lekkim uśmiechem. Ich palce splotły
się ze sobą, a Youngjae pomyślał, że pasują do siebie idealnie.
[…]wiem, że słyszymy to samo. Moje serce tłucze się w
piersi, a na czole perli się zimny pot. Piszę, z trudem stawiając litery… Oboje
wiemy, że za moment nie będzie już nic. Ile nam zostało czasu? Minuta, dwie,
pięć? Zapadnie wielka cisza, ale ostatnie, co będę pamiętał, to Twój uśmiech,
który podarowałaś mi przy pierwszym poznaniu, ciepło twojej dłoni, którą ująłem
w swoją i Twój słodki śmiech.
We wspomnieniu wciąż będziemy razem, kiedy zostanie z
nas jedynie pył unoszący się na wietrze.
Kocham Cię.
Kocham Cię.
Na zawsze Twój,
Da-
Wow!
OdpowiedzUsuńTo było świetne!
Widać w tym dużo talentu i ogólnie. Piękne, naprawdę super obmyślone. Po tytule one shota można domyśleć się tylko jednego:śmierć Dae i Jae.
Musisz pisać więcej i mam nadzieję,że znajdę tutaj jeszcze Daehyuna i YoungJae w roli głównej.
Pozdrawiam,życzę weny,Zuza.
Zanim zaczęłam pisać to opowiadanie, zamysł był taki, że to będzie list Youngjae do Daehyuna, ale po kilku zdaniach moje myśli zainfekował Youngjae - pisarz, więc zrezygnowałam z romantycznego i zarazem dramatycznego listu i myślę, że to było dobre posunięcie ^^.
UsuńCieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i dziękuję za komentarz.
Bardzo lubię ten paring, więc na pewno jeszcze coś o nich opublikuję.
Pozdrawiam ciepło <3 ^^