sobota, 2 stycznia 2016

Studium w szkarłacie

Zawsze zadziwiało mnie to, jak pięknie mogą brzmieć tytuły książek, opowiadań lub piosenek. Moim absolutnym faworytem jest tytuł "Studium w szkarłacie" i tak za mną chodził przez ostatni czas, że w końcu odważyłam się i napisałam coś, co myślę, że w dość dobry sposób się w niego wpasowało.
Moje myśli zaprząta też obraz tajemniczego Wonwoo, więc... Miłego czytania ^^.


TYTUŁ: Studium w szkarłacie
BOHATEROWIE: Jeon Wonwoo, Kwon Soonyoung, Kim Mingyu (wspomniany)
GATUNEK: AU, angst, kryminał (?)
OSTRZEŻENIA: krew
OPIS: Opowiadanie tak naprawdę nie ma w sobie konkretnie zarysowanego wątku miłosnego, ale nie mogłam sobie odpuścić napisania czegoś z wątkiem kryminalnym, gdzie Jeon Wonwoo odgrywa istotną rolę. Bardzo mnie nurtuje też zagadnienie braku odczuwania emocji, więc to również wplotłam w to krótkie opowiadanie. 


Jest piękny, kiedy leży w tym nieskazitelnie białym pokoju, w śnieżnobiałej pościeli.

Nie lubił słońca. Kiedy przebywał na nim zbyt długo jego jasna, gładka skóra zaczynała pokrywać się czerwonymi plamami. Nienawidził tego uczucia i równie mocno nienawidził tego, że ludzie wpatrywali się wtedy w niego niemalże natrętnie.
Kiedy był całkiem blady, wpasowywał się w panujący tu kanon piękna.
Idąc przez park krył się wśród cieni rzucanych przez drzewa i tak był na tym skupiony, że nie od razu usłyszał dobiegające w oddali nawoływanie.
– Wonwoo!
Wreszcie odwrócił się, by zobaczyć zmierzającego w jego stronę znajomego ze studiów, Kwon Soonyounga. Przystanął i poczekał, aż ten do niego dojdzie, po czym już razem ruszyli w stronę uczelni.
– Cześć – powiedział Soonyoung uśmiechając się w jego stronę, choć tak naprawdę nie było w tym cienia radości.
Wonwoo skinął głową niezręcznie i przez chwilę tkwili w ciężkim milczeniu. Wreszcie zapytał.
– Coś się stało?
Soonyoung westchnął ciężko.
– Właśnie się dowiedziałem, że ten chłopak, Kim Mingyu, wiesz, ten, co był ostatnio u nas modelem, zaginął.
– Kiedy to się stało? – zapytał omijając plamę światła i podążając dalej wśród cienia.
– Od tygodnia nie ma z nim kontaktu. Dopiero teraz sprawa nabiera tempa, bo Mingyu mieszkał sam, więc rodzice myśleli, że nie odzywa się do nich, bo jest zajęty. – Soonyoung westchnął ciężko. – Kiedy sami zdecydowali zadzwonić, nie odbierał, więc przyjechali do Seulu i właściciel mieszkania powiedział, że od kilku dni w ogóle go nie widział. Myślisz, że jeszcze żyje?
Wonwoo wzruszył ramionami.
– Minął tydzień, podobno pierwsze 48 godzin jest najważniejsze, jeśli po w tym czasie nie odnajdzie się zaginionej osoby, to szanse drastycznie maleją.
Wonwoo mówił bez cienia emocji, ale Soonyoung go znał i wiedział, że od dzieciństwa miał problem z okazywaniem emocji. Wpływało to na jego obrazy. Wykładowca od malarstwa nazwał kiedyś jego prace suchymi, pozbawionymi emocji płótnami. Obrazy były piękne, ale wyczuwało się w nich coś strasznie sztucznego.

Nic nie mówi. Leży i wpatruje się w plątaninę czerwieni, która pokrywa większość ściany naprzeciw. Poruszasz pędzlem jak w transie wsłuchując się w ciężki, urywany oddech za sobą. Wiesz, że walczy o każdy z nich i zastanawiasz się, jaki odcień będzie miała jego krew?

Soonyoung przez cały dzień z zaangażowaniem rozmawiał z ludźmi chcąc ustalić cokolwiek, co mogłoby pomóc w odnalezieniu tego chłopaka, Mingyu. Wonwoo był dobrym słuchaczem, ale nie chciał słuchać w kółko tego samego, więc wymawiając się natłokiem zajęć, skierował się do wolnej o tej godzinie sali malarskiej.
Ustawił na sztaludze płótno, a później przesuwał nią szukając odpowiedniej dawki światła. Jego ruchy były metodyczne, wystudiowane. Mieszając kolory na palecie patrzył na nie bez wyrazu. Gdyby potrafił odczuwać, teraz pewnie czułby złość. Kolory łączyły się w zbyt idealne odcienie. Wszystko, co robił było tak strasznie idealne. To było bez sensu. Bez charakteru. Co on tu właściwie robił?
Popatrzył jeszcze raz na paletę i cisnął nią przez pomieszczenie. Wyglądał groteskowo próbując odtworzyć złość, którą widział u innych ludzi. Nie wiedział jednak, jak to jest, odczuwać ją naprawdę. Udając dalej przewrócił sztalugę i kopnął stołek, na którym leżały na wpół zużyte farby w powyginanych tubkach i pewnie zdemolowałby całe pomieszczenie, gdyby w wejściu nie stanął wykładowca.
Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie, aż wreszcie Lee wkroczył do środka. Spokojnie i bez złości na twarzy, przemówił.
– Jesteś taki sam jak twój ojciec.
No tak. On i pan Lee przyjaźnili się w młodości.
– Czyli jaki? – prychnął chcąc zachować pozory wciąż buzującej w nim złości.
– Nie potrafisz udźwignąć talentu.

Powiedziano ci, że nie ma w tobie nic szczególnego, że twoje prace są ładne, ale nie można ich głębiej zinterpretować. Pamiętasz, że nie czułeś wtedy nic, a po skończonym przesłuchaniu, wróciłeś do mieszkania i siedziałeś w fotelu z pustką w głowie. Och, jak wiele się zmieniło od tamtego momentu. Wreszcie odnalazłeś swoje narzędzie, coś co cię budzi i wyciąga z ciemności twój umysł.
Teraz każde pociągnięcie noża daje ci jedyną farbę, która niesie za sobą emocje. Ty ich nie odczuwasz, ale każde ciało i każda krew to inny odcień strachu.

Matka nazywała Wonwoo nocnym stworzeniem. Tylko wtedy mógł swobodnie poruszać się po mieście nie narażając skóry na zły wpływ słońca. Kochała go tak mocno, bo przypominał jej ojca Wonwoo, który kilka lat temu zaginął.
Idąc chodnikiem wśród wracających z pracy ludzi, trzymając w dłoni kubek parującej kawy przypomniał sobie Mingyu. Ten ciepły uśmiech, który chłopak posyłał mu za każdym razem, kiedy ich spojrzenia się spotykały. Wtedy na malarstwie. Każdy detal jego ciała był idealny sam w sobie. Podobał mu się. Miał ciało mężczyzny, ale wciąż nosił w sobie cząstkę dziecka. Uroczy? Chyba mógł to o nim powiedzieć.
Zatrzymał się przy słupie ogłoszeniowym, na którym wisiały kartki ze zdjęciem przedstawiającym jego uśmiechniętą buzię. Kim Mingyu. Lat 22. Informacje ogólne, wzmianka o tym, że chłopak choruje na astmę i musi koniecznie przyjmować leki oraz dramatyczny napis „prosimy o kontakt każdego, kto coś wie. Pomóżcie nam odnaleźć syna”. Numer telefonu.
Minął tydzień. Wonwoo wiedział, że Mingyu już jest trupem.

Twoje dzieło jest prawie skończone. Zwieńczeniem będzie krew płynąca w żyłach tego pięknego chłopaka. Jego oddech jest coraz bardziej świszczący. Kaszle. Jest wycieńczony i nie protestuje, gdy wiążesz go do stelaża, do którego przywiązywałeś poprzednie czerwienie. Lubisz ich tak określać. Nie ofiary, lecz czerwienie. Różne odcienie czerwieni.
Przywiązanie go jest o tyle cięższe, że chłopak słania się na nogach. Ale wreszcie się udaje. Patrzysz na śmiertelnie bladą skórę chłopaka i wiesz, że musisz zaczynać. Chcesz uchwycić ten moment, kiedy znajdzie się na granicy dwóch światów. Chcesz zobaczyć jego oczy i wreszcie ten jedyny w swoim rodzaju odcień czerwieni. Bo też każda jest inna.
Podchodzisz do śnieżnobiałego stołu, na którym leży nóż myśliwski. Z czcią bierzesz go do ręki i wracasz do ostatniej czerwieni w tym dziele. Wplatasz palce w czarne, miękkie włosy i zmuszasz go by uniósł głowę. Ku twojemu zadowoleniu otwiera oczy, choć domyślasz się ile wysiłku go to kosztuje. Ostatkami sił próbuje się jakoś pozbierać, ale jest taki słaby. Przykładasz nóż do jego szyi i kiedy dostrzegasz, że jego oczy zachodzą mgłą, tniesz.

Wonwoo wszedł do szkoły i zobaczył zgromadzonych ludzi dookoła ołtarzyka poświęconego Kim Mingyu. Znaleziono jego zwłoki poprzedniego dnia. Porzucono je w parku jak worek śmieci.
Wonwoo jak zwykle nie czuł nic. Teraz jedyne, co mu pozostało, to gra aktorska, choć pewnie gdyby dane mu było odczuwać, to byłoby mu ogromnie przykro, że tak piękny człowiek, jak Mingyu zniknął z tego świata całkowicie bezpowrotnie.
Mijając grupę ludzi skierował kroki w stronę sali do malarstwa.
To był jego ostatni dzień na tym wydziale.

Wsiadasz do pociągu uśmiechając się do siebie w duchu. Ciekaw jesteś reakcji ludzi, gdy wreszcie ujrzą twoje dzieło. Ty nie musisz nic czuć, ważne, żeby odczuli to obserwatorzy. Chciałbyś wysłać specjalne zaproszenie jedynemu synowi. Chciałbyś, żeby i on mógł odnaleźć swoje narzędzie, bo wiesz, że jest zagubiony tak jak ty byłeś, ale nie możesz tego zrobić.
Sztuka to proces, musisz iść naprzód, by także w innych miejscach mieli możliwość podziwiania tego, co stworzysz.
Jesteś artystą i wierzysz, że pewnego dnia twój syn też nim zostanie.

2 komentarze:

  1. Z góry mówię, że nie czytałam tego rozdziału, bo czytam jedynie z BTS i SHINee, so... czekam na coś z Bangtanami lub Lśniącymi i dodaję do linków, duuużo weny!~

    if-this-moment-passes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham robotę w katalogu, w końcu natrafiłam na polskie Meanie ♥
    Choć to akurat było wyjątkowo okrutne, czy też przerażające! Za dużo fluffu ostatnio czytuję xD
    Powaga Wonwoo, kiedy wszyscy inni naokoło świetnie się bawią (na filmikach 17), idealnie tutaj pasuje. Nie wiem, czy to tak ma być, czy też nie, ale wydaje mi się, że to właśnie Jeon jest mordercą, potrzebującym czegoś na pobudzenie, kiedy nic innego nie skutkowało. Posunie się do wszystkiego, aby tylko w końcu zmieniono o nim zdanie, o jego pracach. Ten fanfic to taka druga strona sztuki, z której nie często zdajemy sobie sprawę.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy